Według formuły przedstawionej przez resort pracy podczas obrad Stałego Komitetu Rady Ministrów emerytury wzrosłyby zaledwie o 0,52 proc., podczas gdy w tym roku było to 0,68 proc. Za tak niski wskaźnik odpowiada deflacja. Podsumowując, podatnicy wydaliby na waloryzację ok. 900 mln złotych, co byłoby kwotą najniższa od kilku lat i ponad czterokrotnie niższą niż w roku ubiegłym (3,7 mld zł).
Emeryci otrzymujący świadczenie minimalne dostaliby marne 5 zł miesięcznie, zaś osoby o przeciętnej emeryturze – nieco ponad 10 zł. Nic zatem dziwnego, że rząd zastanawia się nad możliwymi opcjami zwiększenia emerytur.
Oprócz koncepcji wypłacenia jednorazowego dodatku pieniężnego rząd rozpatruje także inne rozwiązania umożliwiające trwały wzrost emerytur. Przykładowo szef resortu pracy Władysław Kosiniak – Kamysz proponuje podwyższenie emerytury minimalnej do około 1000 zł, tłumacząc, że kwota i tak nie przekracza minimum niezbędnego do egzystencji.
Według wyliczeń Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych minimum socjalne dla jednoosobowego gospodarstwa domowego w 2014 roku wynosiło 1070 zł; kwota minimalnego świadczenia wynosi obecnie 880 zł. Oczywiście, propozycja napotyka pewne problemy.
Otóż ze zmian skorzystałoby ponad milion emerytów z KRUS i zaledwie 174 tys. w ZUS, w związku z czym głównym beneficjentem byłby PSL. Co więcej takie rozwiązanie spowodowałoby trwałe podniesienie wydatków na świadczenia emerytalne i stanowiło duże obciążenie budżetowe.
Jak rozwiązać problem emerytur?
Biorąc pod uwagę możliwości budżetowe, najlepszym wariantem byłoby pozostawienie obecnego sposobu waloryzacji. Rozwiązanie jest jednak nie do przyjęcia – trudno bowiem wyobrazić sobie, że świadczeniobiorcy przyjęliby ze spokojem wieść o kilkuzłotowych podwyżkach. Drugim, nieco rozsądniejszym wyjściem, wydaje się powtórka tegorocznej waloryzacji mieszanej; emeryci otrzymaliby wówczas podwyżki kwotowe o porównywalnej wysokości.
Kwota jednorazowego dodatku byłaby natomiast zależna od aktualnej sytuacji finansowej emeryta. Im wyższa kwota świadczeń miesięcznych, tym niższy dodatek otrzymałby świadczeniobiorca. Seniorzy pobierający najniższą emeryturę mogliby zatem liczyć na dodatek w kwocie od 300 do 400 zł. Rozważane są dwa modele wypłaty.
Wedle pierwszego pieniądze miałyby zostać wypłacone w marcu razem z coroczną waloryzacją świadczeń, drugi – preferowany przez rządzących – przewidywałby wypłaty już w tym roku, we wrześniu, przed planowanym terminem wyborów parlamentarnych. Trudno jednak wyobrazić sobie taki scenariusz, gdyż wymagałoby to nowelizacji budżetu.
Dlaczego rząd chce przeforsować pomysł jednorazowych świadczeń?
Powodów jest kilka. Po pierwsze – w przeciwieństwie do waloryzacji – dodatki mogą objąć tylko wybraną grupę. Oznacza to, że pieniądze trafiłyby do osób, które otrzymują głodowe świadczenia emerytalne, a nie do wszystkich emerytów.
Z drugiej strony, biorąc pod uwagę ich epizodyczny charakter, nie powiększyłyby wydatków KRUS i FUS na świadczenia w dłuższej perspektywie. Co za tym idzie waloryzacja w 2017 roku byłaby dla budżetu tańsza niż w przypadku podjęcia decyzji o ponownej waloryzacji mieszanej. Koszt wydatków oscylowałby w granicach 3 mld złotych.